Nowe żłobki nie zawsze wyjdą dzieciom na zdrowie

Rzeczpospolita (2010-09-27), autor: Karolina Elbanowska , oprac.: GR

wrz 28, 2010

Pomysł na nowe, bezkosztowe żłobki to jedna osoba na pięcioro maluchów, będącą dla nich równocześnie: sprzątaczką, kucharką, salową i wychowawczynią – czytamy w Rzeczpospolitej, w artykule wyrażającym opinie założycieli stowarzyszenia „Rzecznik Rodziców” w sprawie projektu ustawy o opiece nad dziećmi do lat trzech.

Rada Ministrów przyjęła 14 września projekt ustawy o opiece nad dziećmi do lat trzech. Na rozwiązanie problemu czekano tak wiele lat, że projekt przyjęty został z ogromnym entuzjazmem i niemal bezkrytycznie. Tymczasem dokładna lektura dokumentów do ustawy nie pozostawia wątpliwości. Pomysł na nowe, bezkosztowe żłobki to jedna osoba na pięcioro maluchów, będącą dla nich równocześnie: sprzątaczką, kucharką, salową i wychowawczynią spowoduje, że nowe żłobki nie zawsze wyjdą dzieciom na zdrowie.

W Polsce nie ma dziś żadnego wyboru, bo żłobków po prostu brakuje. Ale plan umieszczenia 30 proc. maluchów poza domem nie będzie wymagał żadnych narzędzi przymusu, ponieważ Polska ma najbardziej niekorzystny w Europie system urlopów i świadczeń dla rodziców.

W Polsce półroczny urlop macierzyński został skrócony o jedną trzecią. Podjętą niedawno inicjatywę wydłużania urlopów do stanu sprzed cięć rozłożono ostrożnie na kilka lat, dodając każdego roku fakultatywne dwa tygodnie. Po 22 tygodniach macierzyńskiego można oczywiście iść na urlop wychowawczy, który w Polsce istnieje, ale jest w praktyce bezpłatny.

Polki są więc często zmuszone zostawić niemowlaka, który nie potrafi jeszcze sam siedzieć, i ruszyć na osiem godzin do niskopłatnej pracy. Jednocześnie wiele z nich nie ma z kim zostawić dziecka. Żłobki więc nie będą alternatywą, ale dyktowaną ekonomicznie koniecznością. Ustawodawcy taki stan rzeczy zdaje się odpowiadać. Autor „Założeń do ustawy” przyjętych niedawno przez Radę Ministrów tłumaczy to dobrem maluchów. To, że dzieci w każdym kolejnym roczniku rozwijają się szybciej i mogą coraz wcześniej zaczynać szkołę.

W projekcie często pada słowo „edukacja”, które w kontekście 20-tygodniowych dzieci brzmi jak żart. Co mądrego można jednak powiedzieć, jeśli chce się uzasadnić wczesne oderwanie dziecka od matki. Jest też inny powód wprowadzenia zmian. W dokumentach wymienione zostały korzyści państwa z wysłania kobiet do pracy oszczędność na zasiłkach, zwiększenie wpływów z podatków i dodatkowe składki do ZUS.

Lektura całego projektu utwierdza w smutnym przekonaniu, że dla państwa rodzicielstwo jest najniżej cenioną aktywnością obywateli. Państwu zależy o wiele bardziej na tym, żeby kobiety pracowały. Tak jest oczywiście lepiej w perspektywie kondycji budżetu na najbliższe kilka lat. Ale nie może wyjść na dobre ani dzieciom, ani rodzicom, a w konsekwencji całemu społeczeństwu.

Więcej w Rzeczpospolitej z 27 września 2010 r.